czwartek, 27 września 2012

Niespodzianka za oknem

Niebo nad Szanghajem ostatnio jest niebieskie. Zniknął smog, który mnie tu przywitał i towarzyszył mi przez pierwsze dni. Nie często patrzę przez okno. To chyba dlatego, że jak popatrzyłam pierwszego dnia, to nie zobaczyłam niczego specjalnego. Budynki, stacja metra, ulica. Kilka dni temu coś się jednak stało, że postanowiłam sprawdzić czy widok z okna się przypadkiem nie zmienił. I jakie było moje zaskoczenie! Między dwoma sporymi wieżowcami dokładnie wydać Shanghai Tower! Śmiałam się jeszcze przed wyjazdem, że jadę nadzorować jego budowę, no i proszę. Z dnia na dzień wielkich różnic nie widać (żeby nie powiedzieć, że nie widać ich w ogóle), ale może pod koniec mojego pobytu będę mogła oglądać prawie gotową wieżę. Żeby nie jeden z wieżowców widziałabym też resztę "wielkiej trójki". Ale cóż, podobno nie można mieć wszystkiego.

A w życiu, przede wszystkim nauka. Nie sądzę, żeby to się szybko zmieniło. Dużo zadań, dużo znaków i mętlik w głowie. Zwłaszcza, że w tym tygodniu mamy aż sześć dni pracujących. Za to od niedzieli zaczynają się ośmiodniowe wakacje. Nie będzie wiele czasu na odpoczynek, bo nauczyciele zadbali o to żebyśmy się nie nudzili w czasie wolnych dni. Mimo to, nadszedł w końcu czas, żeby wybrać się za miasto. Jadę na dwa dni do Hangzhou. W sensie... pojadę, jeśli uda mi się jutro kupić bilety na pociąg. Trzymajcie kciuki!

A taki właśnie mam widok z okna.





niedziela, 23 września 2012

Nauka, nauka, nauka... a później troszkę zabawy

Coraz więcej z Was pyta mnie, jaki mi się właściwie żyje w Szanghaju. Fakt, że ostatnio poza wrzucaniem zdjęć z różnych miejsc, niewiele pisałam od siebie. Wszystko jednak ma swoje powody. Pozwólcie mi się wytłumaczyć.

Po testach kwalifikacyjnych wylądowałam na czwartym poziomie (z siedmiu, które oferuje uniwersytet). W zeszły piątek odebrałam również książki, z których korzystamy na zajęciach. Ku mojemu zdziwieniu było ich aż pięć. Moja współlokatorka dostała tylko dwie. Ona jest tu tylko na jeden semestr, więc wszystko zaczęło układać mi się w logiczną całość. Jeden semestr – dwie książki, dwa semestry – pięć książek. Otóż nie do końca. Okazało się, że zajęcia w mojej grupie są prowadzone inaczej niż na niższych poziomach, które mają po prostu jeden rodzaj zajęć, „język chiński”, tyle. Ja mam sześć przedmiotów. Gramatyka, słuchanie, mówienie, itd. Dlatego tyle książek. I wszystkie na jeden semestr. Dodatkowo, zajęcia są prowadzone w taki sposób, że muszę sporo czasu spędzać nad książkami, żeby rozumieć co się na  nich dzieje i móc w nich swobodnie uczestniczyć. Dlatego też ostatnio biblioteka jest moją najlepszą przyjaciółką. Przez chwilę nawet zastanawiałam się nad zmianą poziomu na niższy, ale doszłam do wniosku, że jak będę miała trudniej, to szybciej i więcej się nauczę. Uwierzcie więc, że jak już wracam do pokoju, po kilku godzinach pisania znaków i przygotowywania się do zajęć, ledwo widzę na oczy i jedyne o czym myślę to prysznic, jakiś film i łóżeczko.

Grupę mam bardzo międzynarodową, a nie tak jak niektórzy moi znajomi „japońską” czy „koreańską”. U mnie jest wybuchowa mieszanka, trochę Europy (przeważnie jednak chińskiego pochodzenia), Azji, Ameryki Północnej i Południowej. Poznajemy się dopiero, więc ciężko póki co więcej powiedzieć.

Po takim tygodniu trzeba było jakoś odreagować, dlatego wybraliśmy się w piątek sporą grupą na imprezę. Byliśmy w dwóch klubach. Oba świetne. Byłam przygotowana na dość spory wydatek, bo wiele osób mówiło mi, że szanghajskie kluby są baaardzo drogie. Za cały wieczór zapłaciłam tylko kilkanaście złotych za taksówki, bo pierwszy z klubów oferował darmowe drinki ;) Dawno się tak dobrze nie bawiłam i już wyczekuję następnego razu.

Ale przed tym kolejny tydzień zajęć. Wracam więc teraz do swoich znaków i wypracowania.

sobota, 22 września 2012

Świątynia Jadeitowego Buddy

Dziś zdjęcia ze Świątyni Jadeitowego (albo jak niektórzy wolą Nefrytowego) Buddy. Więcej tekstu już niebawem, bo notka z opisem minionego tygodnia jest w przygotowaniu. Tymczasem, miłego oglądania.










wtorek, 18 września 2012

Muzeum Historii Naturalnej

Szanghajskie Muzeum Historii naturalnej jest największym tego tupu muzeum w całych Chinach. Znalazło się na mojej liście "najważniejszych miejsc, które muszę odwiedzić", gdyż dowiedziałam się, że mają tam szkielet mamuta. A że zawsze chciałam zobaczyć mamuta bardzo mnie ta informacja ucieszyła. Mniej jednak byłam szczęśliwa, kiedy przyjechałam na miejsce, kupiłam bilet, weszłam do środka, a tam tylko dinozaury. No może nie tylko, w każdym razie mamuta nie było.

Mimo wszystko, ciekawe miejsce, zdecydowanie godne polecenia ;)






Chińskie mumie, według opowieści pani z muzeum - bogaci szanghajczycy


Emu (nie mogłam się powstrzymać :))


niedziela, 16 września 2012

Świątynia Jing'an


Dziś, pierwszy raz odkąd przyjechałam niebo nad Szanghajem było niebieskie i prawie bezchmurne. Obiecałam sobie już jakiś czas temu, że w taki dzień wjadę na „Otwieracz” (SWFC), bo widoczność świetna. Plany planami, a wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Odwiedziłyśmy dzisiaj z Dominiką kilka ciekawych miejsc. I mimo że żadne z nich nie było najwyższym  budynkiem w mieście, to dzień zdecydowanie należy zaliczyć do udanych. 

Popołudnie upłynęło pod znakiem wizyty w świątyni Jing’an – najstarszej (według przewodnika; ma ok 1700 lat) świątyni w Szanghaju, która kilka lat temu została zupełnie odnowiona.  Piękne miejsce pełne zarówno turystów jak i chińczyków przychodzących się pomodlić.

Główną atrakcją świątyni, obok posągów Buddy, jest miedziany dzwon pochodzący z czasów dynastii Ming. Dowiedziałam się o tym dopiero po powrocie do hotelu, ale całe szczęście przykuł on na chwilę moją uwagę i dzięki temu możecie go zobaczyć na zdjęciu (a ja nie wychodzę na totalną ignorantkę).











sobota, 15 września 2012

The winter is coming

Wybrałyśmy się dziś z moją współlokatorką na tzw. fake market, gdzie można zaopatrzyć się we wszystko – ubrania, buty, torebki, okulary, zegarki i tysiące innych rzeczy, na których wymienienie szkoda czasu. Pomysł okazał się dość głupi. W sobotę w takich marketach jest mnóstwo ludzi, Chińczycy mają wolne więc korzystają z okazji żeby kupować co im akurat wpadnie w oko. Krążyłyśmy więc między stoiskami i ludźmi próbując znaleźć rzeczy, które zawołają do nas „kup mnie”. Nie udało się. Wróciłyśmy z pustymi rękami.

Chciałam jednak wspomnieć, że Chińczycy twierdzą chyba, że nadchodzi zima (pomimo że na zewnątrz cały czas ok 25 stopni). Na większości stoisk dominowały bowiem śliczne sweterki i ocieplane legginsy. Jednak to co najbardziej zwróciło moją uwagę i bardzo mnie ubawiło możecie zobaczyć na zdjęciu. „Piękny” kostium, kurtka i spódnica, z daleka wyglądają na puchowe, ale nie podchodziłam i nie sprawdzałam. Jeśli któraś z Pań zakochała się w poniższym obrazku to przyjmuję zamówienia ;)

środa, 12 września 2012

Minął tydzień

Przez kilka dni mogło się wydawać, że zupełnie zapomniałam o tym, że prowadzę bloga. Otóż nie, nie zapomniałam. Postanowiłam poświęcić trochę czasu na przypomnienie sobie znaków przed testami kwalifikującymi do grup na uniwersytecie.  Jako że już po testach, wczoraj odbył się pisemny a dzisiaj ustny, mogę spokojnie zacząć tworzyć plany na nadchodzące dni. Muszę również przyznać, że czasami przegrywam z chińską blokadą Internetu, a co za tym idzie dodawanie notek i zdjęć jest dość utrudnione, bo blogger jest niestety jedną z blokowanych witryn.

Minął tydzień od mojego przyjazdu tutaj. Bardzo ciekawy i udany. W ramach podsumowania: mnóstwo nowych ludzi, świetny pokój i współlokatorka, rejestracja i egzaminy na uniwersytecie, kilka spacerów i bardzo dobrze zapamiętany znak na „jelita”, który mam nadzieje uchroni mnie przed jedzeniem, którego raczej nie chciałabym próbować.


Dzisiejszy wieczór spędziłam Dominiką, nowo poznaną Polką, która niestety wyjeżdża z Chin już za dwa tygodnie. Kierunek, stary Szanghaj.









sobota, 8 września 2012

Spacer

Dzisiejszy dzień minął pod znakiem spaceru po Bundzie i Pudongu. Jako że do opowiadania jest niewiele to wrzucam zdjęcia, za których jakość z góry przepraszam, ale ciężko jest uzyskać ładne kolory, kiedy dookoła wyjątkowo szaro.

Spojrzenie na Pudong

Budynki przy Bundzie

Jak wyżej + dużo ludzi i duużo flag

A to już na Pudongu. Nie do końca wiem po co to, ale Myszka Miki przecież zawsze jest super.

Chińczycy cały czas dzielnie budują.

"Wielka Trójka"
(od lewej: Shanghai Tower, Shanghai World Financial Center, Jinmao Tower) 

A obok takie budyneczki.

 Z dedykacją dla wszystkich moich koleżanek liczących na prezenty ;)

czwartek, 6 września 2012

Dzień dobry z Szanghaju!

Stało się. Wczoraj dotarłam do Szanghaju. Podróż, mimo strajków UFO, minęła całkiem znośnie. W prawdzie mój samolot do Frankfurtu był opóźniony ponad dwie godziny, a po wylądowaniu zdecydowanie nie miałam czasu, żeby pozwiedzać lotnisko, ale zdążyłam na drugi samolot i zgodnie z planem wylądowałam na chińskiej ziemi. Co więcej, ta niezwykła misja udała się również mojemu bagażowi, dlatego też linie lotnicze zwane przez niektórych Losthansą dla mnie jednak pozostaną Lufthansą.

Pierwsze godziny i pierwsze atrakcje. Z lotniska do miasta jechałam Maglevem, czyli koleją magnetyczną. Ciuchcia robiąca 30km w 7 minut nie dała mi się sobą długo pocieszyć. Ciekawe jest uczucie, kiedy po rozpędzeniu się do 430km/h (!!! na dowód zdjęcie), Maglev zaczyna zwalniać i przy prędkości ok. 270km/h czuje się jakby jechało się maksymalnie 80km/h. Ostatnia rzecz związana z tą magiczną kolejką jaką chciałabym się podzielić to fakt, że biegnie ona równolegle do autostrady. Słyszałam kiedyś, że jak jedzie się Maglevem to samochody na niej wyglądają jakby stały w miejscu. Muszę to zdementować. Wyglądają one jak szare plamy i tylko po tym że są na autostradzie jestem w skłonna sądzić, że rzeczywiście są samochodami.

Mieszkam w hotelu uniwersyteckim. Mam śliczny pokoik i miłą współlokatorkę. Wszystkie formalności na Uniwersytecie udało mi się dzisiaj załatwić. Następny tydzień będzie "organizacyjny", a pierwsze zajęcia dopiero 17 września, także wygląda na to że będę miała sporo czasu żeby sobie wszystko powoli  ogarniać i zacząć wielkie zwiedzanie największego chińskiego miasta (pomijając Chongqing, który raczej ciężko nazwać "miastem").

A dzisiejszy wieczór minął pod znakiem wycieczki na Bund. Dla mnie miły spacer (a właściwie slalom między ludźmi których były tam niezliczone ilości) i podziwianie panoramy Pudongu, a dla Was kilka zdjęć ;))









wtorek, 4 września 2012

Trzy, dwa, jeden... start!

Po dość długiej przerwie w blogowaniu witam wszystkich bardzo serdecznie ;)) Po powrocie z ostatniej wyprawy, znanej niektórym z azjatyckich snów, trzeba było skupić się trochę na życiu naukowym - egzaminy, obrony, rozpoczęcie nowych studiów. Okazuje się jednak, że jak już raz wyruszy się w świat, to później ciężko wysiedzieć w jednym miejscu. Wewnętrzny głos mówiący "pojedźmy gdzieś w końcu" zaczął pojawiać się na tyle często, że po podjęciu kilku wysiłków udało się. Wyjeżdżam do Szanghaju, gdzie przez kolejny rok będę uczestniczyła w kursie języka chińskiego na Shanghai International Studies University

Moja podróż powinna rozpocząć się za niecałe 17 godzin. Świetny przelot, szybka przesiadka. Warszawa - Frankfurt - Szanghaj. Brzmi rewelacyjnie. Ale... nie może być zbyt pięknie. Pracownicy Lufthansy postanowili strajkować dokładnie w dzień mojego wylotu. Budzi to sporo wątpliwości, czy w ogóle uda mi się jutro opuścić Polskę. Do tej pory nie podano dokładnych informacji w jakich godzinach odbędzie się strajk i na jakich lotniskach, a strony internetowe każą dzielnie sprawdzać status swojego lotu, bo któż wie co wydarzy się w ciągu najbliższej doby...

Dlatego też bardzo wszystkich proszę o trzymanie kciuków, żeby mój lot odbył się zgodnie z planem (tak, szczerze wierzę, że takie rzeczy pomagają :)). A o absurdzie strajków pracowników linii lotniczych może innym razem. Mam tylko nadzieję, że z Szanghaju, a nie z lotniska w Warszawie czy Frankfurcie, na którym będę siedziała z resztą podirytowanych czy nawet wściekłych podróżujących...