poniedziałek, 31 grudnia 2012

Szczęśliwego Nowego Roku!

Chciałabym życzyć Wam wszystkim szczęśliwego nowego roku! Spełnienia marzeń! A może raczej odwagi, żeby je zrealizować :) No i oczywiście świetnej zabawy Sylwestrowej!

A my tak świętowaliśmy nadejście Nowego Roku:



czwartek, 27 grudnia 2012

Dawno, dawno temu... Wuzhen

Październikowa wycieczka. Niby tylko dwa miesiące temu, a wydaje się że to już wieki minęły. Ciepło jeszcze było i miło. Bo teraz już w Szanghaju zima. Termometr teraz pokazuje w prawdzie 9 stopni, więc aż chce się powiedzieć "co ona gada, toż to żadna zima". Ale niestety muszę przyznać, że wolę polskie -5 niż tutejsze 9 stopni. Cały czas leje, wilgotność powietrza jest niewyobrażalna, a wiatr taki, że nawet kilka warstw ubrań nie pomaga.
Dlatego też czasem zaglądam do zdjęć sprzed kilku miesięcy i dzielnie czekam, aż znów zrobi się ciepło.

Wuzhen to miasteczko oddalone od Szanghaju jakieś dwie godziny jazdy autobusem. W sam raz na jednodniową wycieczkę, jeśli chce się uciec z dużego miasta. Nie to, że można nacieszyć się ciszą i spokojem. Chińscy turyści zdecydowanie na to nie pozwalają. Ale same miasteczko, zwane bądź co bądź chińską Wenecją, całkiem przyjemne. A z resztą popatrzcie sami ;)










niedziela, 2 grudnia 2012

Chińska jesień

Jedną z cudownych rzeczy, jakie są powiązane z moim stypendium, są darmowe wycieczki. Raz na czas Uniwersytet zabiera nas do pobliskich miejscowości, żebyśmy mogli nacieszyć się chińską kulturą i naturą.
W zeszłym tygodniu zabrano nas do Suzhou, gdzie spędziliśmy kilka godzin spacerując po parku Taiping Shan oraz antycznym miasteczku Mudu.
Zdjęcia pochodzą z Taiping Shan. Piękną mamy jesień, prawda? ;)





poniedziałek, 26 listopada 2012

Sobotnie popołudnie i sesja zdjęciowa

Korzystając z ostatnich pewnie dni ładnej pogody, spędziliśmy sobotnie popołudnie na łonie natury. Dokładnie w jednym z parków, których swoją drogą w Szanghaju mnóstwo. A efekty zabaw aparatem możecie zobaczyć tu.

Fot. Raquel Ortiz (poza dwoma ostatnimi, te: Jasiek Talaga)










piątek, 23 listopada 2012

Przyszła zima


Powinnam raczej napisać „idzie zima”. Wolę jednak używać „przyszła”, bo pogoda już zrobiła się obrzydliwa i aż smutno myśleć, że będzie jeszcze gorzej.

Jak to na początek zimy przystało, nie obyło się bez choroby. Co mi właściwie było? Nie wiem. Po kilku wizytach u lekarza, próbach wytłumaczenia co boli, a co nie i tysiącach leków, które kazali mi przyjmować [w tym antybiotyku, co w sumie odkrył Jasiek sprawdzając wzór chemiczny(!, mają na ulotkach i sumaryczne i strukturalne;)) w google], po około dwóch tygodniach szczęśliwie wyzdrowiałam.

Wizyta u lekarza zaowocowała również pewną obserwacją. Mianowicie, zawsze wydawało mi się, że „lekarska czcionka” to tylko w Polsce, no może w krajach posługujących się alfabetem łacińskim. Jak bardzo się myliłam! Chętnie ogłosiłabym konkurs, kto pierwszy odszyfruje co mi właściwie Pan Doktor napisał na kartce. Problem w tym, że sama nie mam pojęcia, więc ciężko byłoby wyłonić zwycięzcę. A wspomniana kartka wygląda tak: 


wtorek, 23 października 2012

Wracam do sieci


Nie było mnie z Wami dość długo. Powodów jest kilka. Przede wszystkim nauka i niechęć do pisania czegokolwiek po godzinach nad znakami. Ale niestety nie mogę wykręcać się jedynie nauką. Prawda jest taka, że zupełnie inaczej pisze się bloga z podróży, gdzie co chwila zmienia się miejsce pobytu i jest mnóstwo rzeczy do opisywania, niż bloga, nazwijmy to, „stacjonarnego”. Umarlibyście z nudów, gdybym opisywała każdy, czy nawet co któryś dzień, który tutaj spędzam. Szanghaj Szanghajem, ale to dokładnie tak samo jakbym opisywała chodzenie na zajęcia na UJ. Nuda. Nie nie podróżuję (a przynajmniej nie często), więc ciężko mi opisywać nowe interesujące miejsca. Poznaje ludzi, ale to raczej nie powód żeby zrobić tu kolejnego facebooka. Dlatego pojawiło się kilka pomysłów na zmianę koncepcji tego bloga. Jak będzie, zobaczy się. Szczegółów nie zdradzam, bo póki co myślę dość intensywnie co zrobić, żeby nadal umilać Wam (a przynajmniej taka moja nadzieja) kilka minut w tygodniu.

Z ostatnich dwóch tygodni: wakacji niestety nie było, także zajęcia, zajęcia, zajęcia. Zbliżają się egzaminy śród semestralne, więc trzeba zacząć przykładać się bardziej niż zwykle.  Poza tym, zakupy, imprezy, dużo nowych ludzi, mnóstwo cudownych chwil i kilka raczej żenujących (ale przecież wszędzie znajdą się ludzie, którzy za wszelką cenę będą próbowali zakłócić bezproblemowe życie), jedna uniwersytecka wycieczka (o której więcej wspomnę w najbliższym czasie) i jeden ogród.

Znając Wasze zamiłowanie do oglądania zdjęć, nie zostawię Was z samym tekstem (właściwie nawet nie jestem przekonana czy go czytacie ;)).  Zdjęcia zostały zrobione w Yu Yuan – ogrodzie założonym w czasie panowania dynastii Ming znajdującym się na terenie starego miasta w Szanghaju.







niedziela, 7 października 2012

Hangzhou

Żeby nie siedzieć w Szanghaju przez całe wakacje i w końcu zobaczyć coś nowego, wybrałyśmy się do Hangzhou. Ja, Samantha i Monica (również Peruwianka). Bilety kupiłyśmy bez najmniejszego problemu, ale pewnie tylko dlatego, że na tej trasie dziennie kursuje całe mnóstwo pociągów. 

Pierwszy dzień spędziłyśmy spacerując wzdłuż Jeziora Zachodniego z którego słynie miasto. Widoki piękne. Podejrzewam, że zrobiłyby na mnie jeszcze większe wrażenie, gdyby nie cała masa ludzi spacerująca razem z nami. Niestety, Hangzhou to bardzo turystyczne miejsce, dlatego też można było się spodziewać, że na wakacje zjedzie się tam połowa Chin. Po bardzo długim spacerze, kiedy zbliżał się wieczór, postanowiłyśmy pojechać do naszego hostelu. I tu zaczęła się wieeelka przygoda. Autobusy były tak przepełnione, że nie dało się do nich wejść. To nie problem, pomyślałyśmy, pojedziemy taksówką. Wszystkie jednak były zajęte lub nie chciały jechać w okolice naszego hostelu (nadal nie wiem dlaczego). Po ponad godzinie i setkach prób złapania jakiegokolwiek środka transportu udało nam się złapać moto-taksi (albo jak niektórzy wolą moto-rikszę czy tuk-tuka). Cudem zmieściłyśmy się we trzy na dwuosobowej ławeczce i szczęśliwie dojechałyśmy do miejsca, gdzie miałyśmy spać. Zresztą bardzo miłe miejsce. Świetna gorąca czekolada. No i barman, który przywitał nas darmowymi drinkami. Miłe zakończenie dość intensywnego dnia.

Drugiego dnia wcale nie śpieszyło nam się z wyjściem z hotelu. A to dlatego, że w planach miałyśmy jedynie pojechanie do Świątyni Lingyin. Do głównej świątyni nie weszłyśmy (bo co to za przyjemność pływać w morzu ludzi). Za to urządziłyśmy sobie całkiem sporą wspinaczkę do dwóch pobliskich świątyń w których już nie było aż tyle ludzi. Cisza i spokój. No i oczywiście nie dało się pominąć grot Feilai Feng, dziesiątek pomników Buddy wyrzeźbionych w skałach. A po tym wszystkim już tylko godzinna przejażdżka autobusem, żeby dostać się w okolice dworca kolejowego, kolacja i wieczorny pociąg do Szanghaju.














czwartek, 4 października 2012

Wakacyjnie

W Chinach trwają teraz ośmiodniowe wakacje związane ze Świętem Środka Jesieni, które w tym roku wypadło na 30 września oraz Święta Narodowego (rocznica ustanowienia Chińskiej Republiki Ludowej) - 1 października. Z tej okazji mój Uniwersytet, a może raczej Hanban, zorganizował uroczystą kolację dla wszystkich stypendystów Instytutu Konfucjusza. Poza smacznym jedzeniem odbyły się również różnego rodzaju występy. Niektórzy śpiewali piosenki, inni tańczyli. Dla mnie hitem wieczoru były krewetki w słodko - słonym sosie podawane na ciasteczku i przyozdobione kandyzowaną wiśnią. Całość wyglądała jak pyszny deser. Dopiero kiedy spróbowałam, dowiedziałam się że jem nie do końca to co chciałam. Ale smak całkiem ciekawy. Jak wyglądały owe pyszności możecie zobaczyć na zdjęciu.


W niedzielę, czyli dokładnie w dzień obchodów Święta Środka Jesieni, wybrałyśmy się z moją współlokatorką i jej koleżanką z grupy na Bund. Liczyłyśmy na zobaczenie fajerwerków nad Putongiem. Uprzedzono nas wcześniej, że cały Szanghaj i turyści wybierają się zwykle dzień przed Świętem Narodowym na "marsz na Bund". Nie sądziłyśmy jednak, że zobaczymy taką rzekę ludzi. Trzeba jednak przyznać, że organizacja wszystkiego była świetna. Setki policjantów całkiem nieźle panujących nad sytuacją. Łącznie z tym, że rząd funkcjonariuszy pracował na każdym przejściu dla pieszych jako sygnalizacja świetlna. Po długim i baaardzo powolnym marszu dotarłyśmy do celu. Fajerwerków jednak nie było. Tylko Bund zapełniony ludźmi bardziej niż zwykle i widok na Pudong. Nadal niesamowity. Ciekawe czy przyjdzie czas, że mi się znudzi.

Rzeka ludzi na Nanjing Dong Lu

"Panowie - sygnalizacja", tu akurat jako zielone światło dla pieszych

Narodowo

Samantha (moja współlokatorka) i ja

Wczoraj wróciłyśmy z dwudniowej wycieczki do Hangzhou. Jak było? Dużo można o tym pisać. Relacja i mnóstwo zdjęć z wyjazdu na pewno pojawią się tu już niebawem.